Co jest dla mnie motywacją do osiągnięcia wymarzonej wagi? Oczywiście chcę dobrze wyglądać. Być lekka jak piórko, przejść kilka kilometrów i nie sapać jak lokomotywa, chcę kupować małe ubrania i najeść się połową porcji, a nie brać dokładkę. Chcę, żeby mój synek nie musiał się wstydzić spasionej mamy. Chcę z nim biegać, skakać razem, jeździć na rowerze, chodzić na basen i po górach.
Ale co mi tak naprawdę dało kopniaka... tydzień temu po 8 miesiącach odezwał się do mnie eks. Nie wiem co chciał, zadzwonił w nocy jak spałam, potem go zablokowałam. Ale gdy sobie wyobraziłam co by było gdyby mnie teraz zobaczył - gruba świnia, bez makijażu, za to z obrzydliwymi wypryskami na całej twarzy i ze sflaczałym ciałem. Nie ma opcji! To przez jego zachowanie przytyłam aż tyle, bo zajadałam stres. Teraz niezamierzenie dał mi impuls do wyglądania jeszcze lepiej niż wtedy kiedy byliśmy razem.
Może się już nigdy nie spotkamy. Jednak gdyby to nastąpiło (a prawdopodobnie jeszcze się kiedyś zobaczymy, łączą nas zbyt silne emocje, żeby to tak zostawić; może minie kilka lat, ale myślę że się w końcu spotkamy) to chcę wyglądać jak pieprzona modelka.
Owszem, to jest żałosne, niskie i infantylne. Ale kogo to obchodzi? Jeśli dzięki temu osiągnę cel to będę się karmiła tym bólem, bo jest on na tyle mocny, że w końcu dał mi siłę na odbicie się od dna.
Dzisiejszy bilans wyszedł dobrze 722 kcal, a mogłam zjeść 800. Rano kawa, na obiad prażone płatki owsiane z jabłkiem i jogurtem owsianym, na kolację rosół z warzywami.
Wczoraj nie ćwiczyłam, dzisiaj też już nie mam zamiaru. Miałam, ale jakoś nie potrafię się zmusić. Miałam pójść na spacer, ale też nie poszłam, bo w sumie to nawet nie miałam kiedy. Jestem zmęczona psychicznie chorobą Małego, ponieważ non stop wymaga mojej uwagi, a przez pół dnia jest marudny. Do tego jak zawsze na początku drastycznego ograniczenia kalorii mam paskudny humor, chodzę zła i się wyżywam na ludziach - w tym przypadku na mojej mamie. Za to jutro rano pojadę kupić sobie to serum do body wrappingu i czapkę z daszkiem, bo żadnej nie mam.
Waga pokazała 75 kg, zeszło już 3 kg.
Hej! Przede wszystkim chcę się przywitać, dzisiaj po raz pierwszy natknęłam się na Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńW kwestii samego wpisu - każda motywacja jest dobra, o ile działa. Nawet, jeśli jest nią dupkowaty eks, któremu chce się przyciąć nosa. Tak czy tak efektem będzie piękna figura, o którą walczysz dla samej siebie. Pokazanie byłemu gdzie jego miejsce jest jedynie pozytywnym efektem ubocznym :D
Tak poza tym to cieszę się, że wpadłam na kogoś z podobną wagą. Tutaj kłaniam się ze swoimi 73kg. Jeśli mogę spytać, ile masz wzrostu? :)
Dieta to podstawa chudnięcia, ćwiczenia tylko ksztaltuja ciało. Dobrze Ci idzie. Czy Twój były jest ojcem Twojego małego? Przepraszam, ze tak wprost ale zdziwiło mnie to, ze piszesz, że może się już nie zobaczycie i stąd pytanie. Jak coś, to je zignoruj.
OdpowiedzUsuńMotywacja jest nasza, więc też uważam, że każda jest dobra. Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok a Ty masz go już za sobą, więc teraz do przodu! :D
OdpowiedzUsuń