Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2021

dwadzieścia sześć. marudzenie jęczybuły.

Dostałam okres (z zaskoczenia, bo 4 dni za wcześnie) i mi źle w życiu. Zawsze wtedy zamieniam się w jęczącą bułę, wszystko mnie boli, a najbardziej brzuch i wagina, i ogólnie jestem rozżalona na cały świat. Tym bardziej jestem rozżalona, że nie mam się komu wyżalić, bo nie posiadam faceta, któremu mogłabym pomarudzić jak mi źle. Teraz jedynym pocieszeniem jest pamięć, że w ciąży było mi dużo gorzej - już wolę miesiączkę XD  Myślę nad tym czy poniedziałkowy napad był spowodowany hormonami. Z drugiej strony po cholerę mi wymówki? To się ma więcej nie powtórzyć.  Wczorajszy bilans wyniósł 50 kcal - kawa i dwa energetyki. Wkurzyłam się na ten głupi okres i myślę czy dam radę pociągnąć kolejny dzień albo dwa na samej kawie. Trzy-cztery kawy dziennie - 150/200 kcal. Nie będę się ważyła i dopiero potem zobaczę ile schudłam. Może na wadze pokaże się poniżej 63 kg? Trochę wody na pewno zejdzie.  Mam dzisiaj dwie godziny jazd i jadę do większego miasta poćwiczyć już typowo przed egzaminem. Mało

dwadzieścia pięć. trudna sztuka niepodjadania.

Trudno wrócić na właściwe tory, po raz drugi się samozdyscyplinować i restrykcyjnie przestrzegać diety. Bo gdy ciasny kaganiec został spuszczony, to ciężko go założyć spowrotem na opuchniętą twarz. Wymaga to większego wysiłku niż za pierwszym razem. Dlatego przyznam się, że wczoraj zjadłam za dużo, dużo za dużo. Chyba 1600-1700 kcal.  I chuj, źle się z tym czułam. Było mi ciężko i mdło, non stop pytałam się samej siebie czy było warto. Nie było.  Ale mimo to wieczorem znowu zjadłam.  Ehh, od jednego napadu nie przytyję, tak samo jak w jeden dzień nie schudnę. To było raz i się więcej nie powtórzy, odbiję się od dna. Przemęczę się przez tydzień lub dwa głodu, żeby rozepchany żołądek znów się skurczył, narzucę sobie żelazne łańcuchy i zero podjadania. Zero, nic, łyżeczki zupy do ust nie wezmę. Bo jak tylko sobie pozwolę to po raz kolejny wszystko spierdolę. Nienawidzę siebie za to zero-jedynkowe podejście, ale niestety tak to wygląda. Wszystko albo nic.  Jeszcze 13 kg. Nie spierdolę tego

dwadzieścia cztery. kolejny cel zaliczony.

Hej <3 Jaram się niesamowicie, bo zaliczyłam mój drugi cel :D ważę 64.8 kg Dla przypomnienia - startowałam na początku maja z wagą 78 kg. Pierwszy cel, czyli poniżej 70 kg zaliczyłam 28 maja. Równo miesiąc później 28 czerwca osiągnęłam drugi cel poniżej 65 kg <3 Ważę 13 kg mniej niż na początku, zostało dokładnie drugie tyle do zrzucenia i wagi 52 kg. Wróciła mi motywacja do niskich limitów i nie podjadania :D Spodnie robią się za luźne, a jedne to mi po prostu spadają. Wczoraj bilans wyszedł około 400 kcal. Rosół z warzywami, 4 kromki Wasa z kurczakiem gotowanym (zmusiłam panie w sklepie do znalezienia mi wędliny, która będzie miała najmniej kcal i teraz ją kupuję - kurczak gotowany Tarczyński ma 86 kcal/100g) i skyr malinowy. Z samego rana poleciałam do Biedronki na promkę, bo hybrydy z Niuqi są 1+1 gratis. Kupiłam 7 kolorów i 3 topy XD  Trzymajcie się ;*

dwadzieścia trzy. wracam.

Hej :)  Obiecałam sobie, że wrócę gdy waga po szóstce pokaże piątkę i dzisiaj (w czwartek, notka trzy dni tkwiła w roboczych) to się stało. Oficjalnie ważę 65.4 kg i jestem wściekła, bo stało się to po tygodniu totalnie bez liczenia kalorii, po prostu jadłam intuicyjnie, głównie dietetycznie, ale też z kilkoma grzeszkami w stylu zupa pomidorowa z makaronem, pół biszkopta, ćwierć bułki pszennej, oblizałam łyżeczkę po Kinder Joy, itp. (tak, przyznaję się, podjadałam po Małym). Poza tym jadłam jak byłam głodna, najczęściej wieczorami, chociaż głównie warzywa. I znowu zaczęłam chudnąć.  Wiem jak działa metabolizm i efekt plateau, ale i tak czuję się irracjonalnie oszukana. Cóż w każdym razie dzisiaj spięłam dupę i wracam na niskie limity (chociaż dalej nie liczyłam kalorii, ale myślę że gdzieś około 600 wyszło). Dobrze mi za to idzie robienie paznokci, o ile nie robię ich sobie XD Jak ktoś jest przypadkiem z dzierżoniowskiego to zapraszam na mani albo pedi, potrzebuję kolejnych

dwadzieścia dwa. zjebałam.

W weekend zjebałam, cały piątek nic nie jadłam, za to w sobotę i niedzielę jadłam za dużo. Ehhh, to w sumie nie był napad, nie jadłam słodyczy ani nic kalorycznego (oprócz owsiankę czekoladowej), ale zjadłam ZA DUŻO. Myślę, że gdzieś w granicach do 1500 kcal, bo jednak dramatu nie było i głównie warzywa bez tłuszczu, gotowane mięso z kurczaka, tylko ta jebana owsianka niepotrzebna. Waga niemal stoi w miejscu, mam 68.8 kg - mniej o zaledwie 0.1 kg. Meh, jestem słaba. Wczoraj znowu był fast za karę za weekend, a dzisiaj planuję zjeść jakieś warzywa na patelnię z ryżem (max 500 kcal, ale postaram się do 400) dopiero wieczorem, bo oczywiście jak zwykle nawpierdalam się na wieczór, więc w ciągu dnia nie jem. Może to jest jakaś metoda, jeść tylko kolację. Koniec, kurwa, czekają na mnie moje jeansy w rozmiarze S! Prawo jazdy idzie mi do dupy, ja po prostu tego nie ogarniam. Albo jeżdżę mega wolno albo jak próbuję szybko i sprawnie to jeżdżę chaotycznie i głupio. Za mną już 16h, zostało 14h do

dwadzieścia jeden. 70 km/h

 Hej :)  Wczoraj zjadłam 670 kcal, dzisiaj nie liczyłam, ale też około 600-700 kcal. W sobotę mam mierzenie, to jutro robię sobie fasta. Kupiłam chlebki Wasa z błonnikiem i to jest naprawdę hit - smaczne, chrupkie jak chipsy i sycące :D 33 kcal sztuka Robię to cholerne prawo jazdy, chociaż idzie ciężko, boję się szybko jeździć XD Wczoraj instruktor non stop mi zwracał uwagę, że prawie nie używam gazu i nie mogę po mieście ruszać na samym sprzęgle. W pewnym momencie jechaliśmy prostą drogą gdzie było ograniczenie do 70km/h, ale bałam się i nie chciałam tyle jechać. I tak mi kazał, bo się muszę przyzwyczaić. Wysiadłam potem z samochodu na miękkich nogach XD Gdy powiedziałam o tym siostrze to się ze mnie śmiała, że jak ona była na kursie to jej instruktor kazał zwalniać, a mi każe jeździć szybciej.  Nie ważyłam się dzisiaj, nawet pół stopy nie postawiłam na wagę. Jutro po dwóch dniach jedzenia pewnie też nie będę chciała. W sobotę się zważę i zmierzę.  Trzymajcie się ;* thinsp

dwadzieścia. uda się.

Hej :) Wczorajszy bilans wyniósł około 300 kcal (284 z jedzenia i dwa energetyki zero). Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, ale naprawdę nie chciało mi się jeść. Po równych 40h fasta zjadłam pomidora i kilka borówek, a po kolejnych 5h zrobiłam sobie szpinak (150g/30kcal) z jogurtem (50g/34 kcal) i piersią z kurczaka (200g/196kcal). Od tej pory jeszcze nic nie zjadłam.  W sumie to dalej nie chce mi się jeść, ale myślę że gdzieś koło obiadu bajlando się skończy. Natomiast jeśli nie będę głodna to nie zamierzam wpychać w siebie żarcia.  Waga pokazała 67.3 kg - jeszcze 4.3 kg do wagi prawidłowej i 15.3 kg do osiągnięcia celu. Zaczęłam ogarniać swój wygląd. Walczę z wypryskami, łupieżem, zrobiłam sobie manicure i pedicure. Wcześniej mi się jakoś nie chciało za to zabrać, miałam wywalone jak wyglądam. Naprawdę zacznę ćwiczyć, chociaż nie znalazłam tej maty w piwnicy (tam jest taki burdel, że chyba łatwiej kupić nową). Zostało mi chyba 15h jazd, potem mogę iść na egzamin i muszę to skończyć i ku

dziewiętnaście. dentysta.

 Hej :) Dieta podejrzanie dobrze mi idzie, dzisiaj prawie równe zero kalorii, jedynie rano czarna kawa ze słodzikiem. Wczoraj wyszło 470 kcal. Jutro zobaczymy, za dewizą Arieli - jak najmniej. Waga stoi i pokazuje 68.5 kg. Dobra, kłamię bezczelnie z tym "podejrzanie", bo doskonale znam powód. Znacie może ten dowcip?  "Spotykają się dwie przyjaciółki, jedna do drugiej mówi:  - Jola, ale ty schudłaś! Jak to zrobiłaś? - A wiesz, bo mąż mnie zdradza i z tych nerwów nie mogę jeść.  - O Boże, to rozwiedź się z nim! - Nie mogę! Muszę zrzucić jeszcze z 10 kg." No, to podobnie działają kontakty z eks XD Nie wiem co ja chcę osiągnąć, bo nie mogę do niego wrócić (chyba że by się trwale zmienił i przez dłuższy czas pokazał, że o nas walczy), ale nie potrafię zrezygnować z chociażby rozmów z nim. Znowu cały czas o nim myślę. Wcześniej też myślałam, tylko nie 24/7.  Dzisiejszy fast jest spowodowany tym, że byłam u dentysty i wyrwał mi dwie ósemki. Aż żal było stracić taką piękna

osiemnaście. chcę być piękna.

Hej :)  Nie mam pojęcia czy to okres czy ten jeden dzień rozpusty, ale piątek i sobota były dla mnie bardzo ciężkie pod względem głodu i ochoty na jedzenie. W piątek miałam liquid fasta*, a wczoraj zjadłam trochę mniej niż 700 kcal, ale wieczorem miałam taką ochotę na pieczoną owsiankę z gorzką czekoladą, że aż mnie skręcało, wręcz o niej fantazjowałam XD Nie złamałam się na szczęście, a przez noc ochota przeszła. W nagrodę dzisiaj na śniadanie wypiłam sobie kawę z mlekiem, chociaż ostatnio staram się pić bez mleka, żeby ograniczyć kalorie. I tak ze słodzikiem to nie ten sam cudowny smak co z cukrem :c  Ćwiczenia z hula hop: w piątek zrobiłam 40 minut, ale wczoraj miałam takiego lenia albo nie wiem co, że tylko 7 min, z czego połowę tego czasu podnosiłam hula XD No po prostu tak strasznie mi się nie chciało i mi w ogóle nie szło, że sobie odpuściłam. Ehh, ciekawe kiedy się nauczę tak kręcić, żeby mi nie spadało. Może dołożę jakieś ćwiczenia? Waga twierdzi, że przytyłam, a ja jej odpowi

siedemnaście. tort i duplo.

Hej :) Powinnam iść posprzątać, poćwiczyć i zrobić sobie paznokcie, więc postanowiłam coś napisać, bo mi się nie chce XD  Urodziny wypadły super, goście zadowoleni, było dużo jedzenia, Mały dostał wspaniałe prezenty: huśtawkę, dwa zestawy klocków Duplo ze zwierzątkami, dużo książeczek (kocha książki tak jak ja), drewnianą kuchnię na kółkach i autko do jeżdżenia. Były piękne dekoracje i pyszny tort upieczony przez moją siostrę <3  Co do diety - nie było tak źle, chociaż mogłoby być lepiej. Nie poszłam na całość i zjadłam chyba ze trzy-cztery razy mniej niż zjadłabym bez diety, ale jednak z własnej winy popełniłam kilka grzeszków. Nikt mnie nie pilnował, nie patrzył w talerz co jem, nawet moja mama podczas gotowania bez problemu próbowała za mnie potraw czy dobrze doprawione. Ale trudno, miałam jednen dzień odpustu, zjadłam trochę sałatki z majonezem, parówkę w cieście francuskim, chyba z pięć roladek z szynki z papryką, ogórkiem i serkiem chrzanowym i suche ziemniaki. Tor

szesnaście. dostaję pierdolca.

Hej :) Pierdolec o dziwo nie jest z dietą, tutaj idzie bardzo ładnie. Wczoraj tylko kawa + 2 energetyki zero, a byłam na ogromnych zakupach bez samochodu i wieczorem pół godziny zrobiłam hula hop. Dzisiaj na razie 400 kcal i wydaje mi się, że nie zjem dużo więcej, bo podżeram ogórki korniszone i ziemniaki w mundurkach. Kupiłam sobie tabsy z błonnikiem, ananasem i chromem i chyba działają, bo nie mam ochoty na słodycze. Jak wieczorem nie padnę to postaram się zrobić chociaż 15 min hula hop, żeby się siniaki poobijały. Nagrałam filmik jak kręcę i bleee, wyglądam obrzydliwie, wszędzie tłuszcz. Uda z celulitem przypominają baleron, brzuch faluje jak Pacyfik, cycki wylewają się ze stanika, bo mam za mały. Rzygam sobą. Waga 68.5 kg, powoli w dół. Ale po jutrzejszej imprezie to chyba sobie zrobię ze dwa-trzy dni fasta i dopiero się zważę.  No i tu właśnie sedno mojego pierdolca, ta cholerna impreza. Szykuję jedzenie, mama robi dekoracje, muszę posprzątać, znaleźć trzy komplety ładnych ubrań d

test czy dam radę wstawić zdjęcie z telefonu XD